Wieść nieprawdopodobna i szok. ABW inwigilowała blogerów Salonu24. Różne były metody walki politycznej między blogerami i między internautami. To zaczęło się w roku 2010 podczas kampanii prezydenckiej. Zwolennicy dwóch kandydatów czasem dosłownie wirtualnie skakali sobie do gardeł. Słynne były "wycinki" użytkowników portalu z Facebook. Chyba jako pierwszą cenzura w internecie na zasadzie usunięcia profilu jako środka komunikacji dotknęła Katarynę. Później zmasowane akcje zgłaszania profili ludzi prawicy lub prawicujących odniosła żniwo. Szereg osób straciło swoje profile na portalu społecznościowym. Byli to Pluszaczek - bloger zajmujący się katastrofą smoleńską, Jarosław Kozak - wspierający kampanię Jarosława Kaczyńskiego, Panna Wodzianna - blogerka Salonu24. W końcu i profil Jana Pospieszalskiego zniknął z Facebooka. Wszyscy byli także blogerami Salonu24. To były wojny w internecie z realnymi skutkami. Tym skutkiem było pozbawienie blogerów narzędzia komuniakcji. Mylił się ten, kto nazywał wojnę w internecie "burzą w szklance wody". Tak mówili ludzie nie mający pojęcia, że internet to tylko narzędzie komunikacji między milionami realnych ludzi.
Dziś słyszymy, że poprzednie władze posuwały się do inwigilowania blogerów Salonu24. Wiadomośc ta jest szokująca, zatrważająca. Igor Janke zapowiada podjęcie kroków prawnych. Jest to słuszna jego decyzja. Możemy się lubić lub nie lubić. Możemy się różnić poglądami. Możemy ze sobą dyskutować. Ale metoda inwigilowania ludzi jest niedpuszczalna i naganna. To dobrze, że Igor Janke wystąpi na drogę prawną. Jego blogerzy, blogerzy Salonu24 mają prawo wiedzieć, czy ABW zbierała o nich dane. Jeśli choć jeden bloger był w ten sposób inwigilowany musimy stanąć za nim murem.
