W sieci pojawiło się nagranie ze spotkania wyborczego Andrzeja Dudy w Elblągu. Pojawia sie chlopak ze swoim problemem. Nie kieruje go do Dudy tylko do włodarza miasta - do prezydenta miasta. Duda - jak godnie na kandydata na urząd prezydencki przystało - oczywiście pozwla sie wypowiedziec temu człowiekowi. Sam mu podaje mikrofon. Człowiek zaczyna mówic o swoim zyciowym prbleme a prezydent Elbląga w smiech. W cyniczny śmiech. Do tego te słowa "ja pana nie znam" znaczą tylko tyle, że nie zna mieszkańców swojego miatsa i ich problemów.
To nie był "podstawiony" młody człowiek, który miał zrobic burdę polityczna na spotkaniu z Dudą. Gdyby tak było kierowałby swoje żale do Dudy. Skierował je do władz lokalnych. Do prezydenta miasta. Był to wyraz determinacji i może nadziei, że "coś wskóra" w swoich sprawach. Wyprowadzenie siłą i uniemożliwienie mu dokończenia wypowiedzi jest nie na miejscu. Spotkanie wyborcze Dudy ma byc miejscem, gdzie się dowie o problemach ludzi. W końcu ogłosił "Umowę społeczną". On tak. Dlaczego prezydent Elbląda nie? To nie jest dobre towarzystwo dla Dudy, które tej "Umowy" nie podpisuje a ludzi wyprowadza ze spotkań "za fraki". Kampania prezydencka jest na razie miałka u wszystkich kandydatów. Media donosza o wpadkach i dyskutuja o Dudobusach i Bronkobusach. Niestety tymczasem największą wpadkę społeczną "zaliczył" Duda. Czy tez prezydent Elbląga zaliczył wpadkę Dudzie "kampanią wyborczą za fraki".
Czy Andrzej Duda nie powinien odszukac sam tego człowieka i podpisac z nim "Umowę społeczną", "Umowę programową z Polakami", skoro prezydent Elbląga nie chciał? Inaczej okaże się politykiem otoczonym "gorylami" wyrzucającymi Polaków za drzwi za fraki.