Niejaki "Konserwatysta z Krakowa" spłodził najbardziej nieracjonalny komentarz do wybryku Andrzeja Nowaka. To niemal egzegeza takiej gnozy historycznej, za którą doktoratu jednak nie będzie. Słowa „W czwartek zadzwonił do mnie jeszcze wyższy (może nie wzrostem, ale znaczeniem) i równie przeze mnie szanowany przedstawiciel PiS” nie zawierają żadnej treści oprócz informacji autobiograficznej, że ktoś do Nowaka dzwonił. Kaczyński? Hola hola. Czy telefon rzekomego Kaczyńskiego do Nowaka miał brzmiec tak: "Słuchaj profesorze, pojedź tam do Dudy i powiedz na konwencji, że ja stary i głuchy jestem i rozumu juz mam tyle, że się orientuję tylko we wlasnym domu a tak poza tym pozapominałem nazwiska?".
Pomiędzy Dudą a Kaczyńskim jeszcze niejeden jest wyżej. Poza tym czy historykowi, który ma mówić o faktach, konkretach przystoi język gnozy, tajemnicy, atmosfery niczym z krypty duchów? Przecież Nowak nie napisał, że zadzwonił do niego najwyższy przedstawiciel PIS-u. Nic nie wybroni Nowaka z politycznego wybryku w kampanii prezydnckiej PiS-u. Gnozy w wydaniu profesorskim wystarczy. I egzegezy tej gnozy także. Może tylko gorączka i ociężalośc umysłu wywołana infekcją prof. Nowaka tłumaczyłaby jego wybryk.
